Człowiek z natury jest istotą wstydliwą. Seksuolodzy i
psychoanalitycy dawno temu zidentyfikowali zakorzeniony w nas kompleks winy i
wstydu. W końcu od zarania dziejów prymitywni ludzi czuli potrzeby zakrywania
swoich genitaliów przeróżnymi roślinami. Nie dziwię się, że ze wstydu nie wyrośliśmy,
bo każdy go szczyptę potrzebuje, ale po co tyle w nas winy? Zwłaszcza winy
odczuwanej potrzebą odczuwania przyjemności jakichkolwiek, nie tylko
cielesnych. Boimy się poprosić o spontaniczne gesty, częstsze spotkania, bo
wstyd nam, że tęsknimy bardziej niż druga strona. Wstydzimy się potrzebować, chcieć.
Bezwstydne pragnienie to dla wielu z nas zapomniane pojęcie, a właściwie nigdy
nie wcielony w życie frazes, fantazja schowana na pustym regale świadomości ,
nigdy nie mająca szansy ujścia. Jak wielu z nas czuję skrępowanie przed
okazaniem, że mamy przysłowiową „ochotę”.
Powiedzieć „mam ochotę na seks” wydaje się zbyt mechaniczne,
proste, szczere, dlatego każdy z nas „uzbroił” się w listę znaków
sygnalizujących ochotę na seks. Nasze „okrzyki godowe” mogą się zacząć już przy
przemiłym przywitaniu w drzwiach, obiedzie czy kolacji przygotowanymi ze
szczególną uwagą zwróconą na detale, to może być typowo „niedzielno-odświętne”
danie w środku tygodnia, podane do stołu jadalnego, a nie przed telewizor,
dołożenie gdzieś świeczek, przygotowanie kąpieli – po prostu wszystko co składa
się na tzw. „przymilanie się”. Niektórzy nie potrzebują znaków bądź się na nie
wysilają i przechodzą od razu do rzeczy. Bo trzeba przyznać, że jednak gra
wstępna rozpoczynająca się już przy progu domu potrafi już wzbudzić dreszczyk emocji
i podniecenia. Z czasem się rozleniwiamy i zapominamy nawet dać coś z siebie
wcześniej, żeby później móc coś dostać w zamian. Nie oszukujmy się, że bywają
sytuacje typu „ogoliła nogi, będzie chciała seksu” :).
Umówmy się też, że nie każdy ma swój zestaw „okrzyków godowych”, bo jest wstydliwy i nie wie jak sobie wziąć to, czego pragnie, ale jest to po prostu miłą formą budowania „napięcia”. Przecież nie każdy romantyczny wieczór ma obowiązek skończyć się w łóżku, jednak nie oszukujmy się, że miło jest, gdy takie preludium rytmicznie przechodzi w sferę łóżkową kończąc się jękiem.
Umówmy się też, że nie każdy ma swój zestaw „okrzyków godowych”, bo jest wstydliwy i nie wie jak sobie wziąć to, czego pragnie, ale jest to po prostu miłą formą budowania „napięcia”. Przecież nie każdy romantyczny wieczór ma obowiązek skończyć się w łóżku, jednak nie oszukujmy się, że miło jest, gdy takie preludium rytmicznie przechodzi w sferę łóżkową kończąc się jękiem.
Ja w tej sferze nie czynię z siebie enigmy. Mój alfabet
erotyczny łatwo rozkodować. Nie robię romantycznych, smacznych kolacji
przypinając im warunek „ale później idziemy do łóżka”. Wystarczy spojrzeć mi w
oczy, odczytać język ciała. Jednak nie ukrywam, że najbardziej lubię się nastrajać
muzyką. Istnieje muzyka, która sprawia, że mam wrażenie, że dźwięki wypływające
z głośnika skraplają się w powietrzu spływając później między moje uda. Bo czym
jest seks jak nie częstym tańcem ciał, wymaga dopasowania, rytmicznych,
zgodnych ruchów, wsłuchiwania się w dźwięki partnera by wiedzieć czy trzeba przyśpieszyć
lub zwolnic tempo. Gdy podczas seksu zamykamy oczy, naszym głównym
przewodnikiem stają się uszy i ja te ubóstwiam drażnić dodatkowymi odgłosami z
głośnika.
Dla każdego definicja zmysłowej muzyki jest inna. Dla mnie
lista jest nieskończona, bezustannie płynna i otwarta. Nie ukrywam, że muzyka R’N’B
ze względu na samo posiadanie słowa „rytm” w swojej nazwie wprawia biodra w
ruch.
Możemy zacząc powoli, sprawic by czas się wlókł bądź nawet
stanął w miejscu. Niech usta wyraźnie zaznaczają swoją obecnośc za uchem, na
obojczyku, między piersiami.
Gdy dojdziemy do 58 sekundy złapmy stanowczo za biodra i
dodajmy język.
Biodra się uniosą, więc tempo się zmienia, lekko
przyspieszamy, biodra przyciągamy do swoich, zatapiamy dłonie we włosach, w
rytm skrzypiec wędrujemy dłonią po całym ciele.
Każdy stosunek w pewnym momencie odrywa się od nieśmiałych,
delikatnych, powolnych początków, bo pojawia się zniecierpliwienie wynikające z
narastającego pożądania.
Przychodzi moment kiedy wijemy się coraz bardziej, ocieramy
się intensywniej, przygryzamy wargi, zwilżamy usta, całujemy łapczywiej,
ściskamy mocniej...
Paznokcie samoistnie wbijają się w pożądaną skórę, tempo
przyspiesza znacznie, pragniemy odważniejszych, głębszych posunięć w łóżku,
drobnego pociągnięcia do siebie, za włosy…
Czujecie to? Jesteście ze mną? Znacie muzykę zwaną
pożądaniem?
Dla mnie jej królową ostatnio zostaje ona
Zmysłowość w najlepszym wydaniu. Gęsia skórka, ciarki,
skroplone pożądanie gwarantowane.
Dziś nie będę Wam życzyć spokojnej nocy…jeśli miałabym
wybrac słowo na „s” wybrałabym Soczystej…