niedziela, 30 stycznia 2011

wiek to tylko liczba?

Dziś są moje urodziny. Kolejny rok reszty mojego życia. Dzień jak co dzień tak naprawdę. Wracam pamięcią do wcześniejszych lat, dni urodzinowych. Chyba nigdy nie były wyjątkowe, nikt mnie nigdy niczym wielkim nie zaskoczył. Jedyne, wczoraj dostałam wyjątkowy prezent, w który ktoś włożył serce i całe uczucie, którym mnie darzy i poczułam szczęście i pewnoścJ. Dzień urodzin to często dzień, w którym czekamy na życzenia od osób nam bliskich, które o nich zapominają. Podskakujemy na dźwięk telefonu zastanawiając się czy to w końcu ona czy on? Dzień kończy się smutkiem, bo ten KTOŚ nie napisał. Ale nie dla mnie tym razem. Nie patrzę kto napisał bądź nie. Wracam do dzieciństwa. Kiedy każdy z nas cieszył się kolejnym rokiem życia. Gdy ktoś pytał: masz 7 lat? Odpowiadaliśmy: nie!, 7 i pół! Pragnęliśmy dorosłości. Paluszki robiły za papierosy, oranżada gazowana za alkohol. Gdy przyszła dorosłość? Pragniemy cofnąc się w  czasie. Do czasów, gdy nie martwiliśmy się wydawanymi pieniędzmi, bo ich nie mieliśmy. Teraz? Życie obraca się wokół liczb. Cyfry na koncie, w godzinach pracy, w godzinach dla siebie, w cyfrach w portfelu i na rachunkach. Zgubiliśmy radośc życia. Kiedy przychodzi moment, gdy kończymy się cieszyc kolejnym rokiem życia, tylko patrzymy na naszą egzystencję mówiąc w dzień urodzin: kolejny rok bliżej śmierci. Liczymy zmarszczki, fałdy na brzuchu, pustki w portfelu i sercu. Zastanawiamy się co mogliśmy zrobic inaczej, żałujemy słów, straconych ludzi. Wyolbrzymiamy, bo taka już nasza natura. Wiecznie niedobrze. Gdy byłam dzieckiem chciałam być piosenkarką lub tancerką. Nie dla żartu jak każdy, ale naprawdę chciałam, starałam się. Z wiekiem zmieniają się marzenia, życzenia urodzinowe nad tortem. Gdy było co zdmuchiwac pragnęłam jednego: by być z kimś już na zawsze.  Ani razu to życzenie się nie spełniło. Bo jak ufac uczuciom skoro potrafią  tak łatwo zniknąc? Są chwile, gdy panicznie się boję, że znowu uczucie w Tobie pewnego dnia wygaśnie. Bo może wygaśnie, w Tobie i we mnie, ale się już tego nie boję, bo wierzę, że tym razem sobie z tym poradzimy.  Czego życzę sobie dziś? Drugiej połówki, nie gasnącego uczucia? Bardziej materialnie? Samochodu, zegarków, pieniędzy? Najbardziej w świecie w tym wieku pragnę  domu i rodziny. RODZINY. Macierzyństwo, to pragnę nad życie. W życiu miałam już prawie wszystko czego chciałam, materializm szczęścia mi nie daję. Słyszec: mamusiu, kocham Cię. Tego jeszcze nie słyszałam, nie zaznałam…Dziś, jak nigdy, wiem, że będziesz, zostaniesz i jestem szczęśliwa. Dziś nie potrzebuję nic więcej...kończąc trzykropkiem. 

poniedziałek, 24 stycznia 2011

gdyby incepcja była możliwa.

Co gdyby incepcja lub ekstrakcja byłyby możliwe? Jakie myśli, wspomnienia, uczucia byście kazali z siebie wykraśc i nigdy nie oddawac, a jaką ideę byście chcieli zagnieździc w swojej podświadomości? Nie mam w sobie żadnych cennych informacji by przeprowadzac na mnie ekstrakcję, ale incepcja to ciekawa sprawa. Gdybym mogła życ snem to czy też nie chciałabym się chociaż w nim z Tobą zestarzec? Gdyby incepcja była możliwa wyjęłabym z ludzi uczucie nienawiści, a w jej miejsce wsadziłabym szacunek dla każdego człowieka niezależnie od jego rasy, sprawności, płci, wyglądu, poglądów czy orientacji. Może wtedy ludzie nie wysadzaliby siebie na lotniskach, rozbijali się samolotami w miejsce wypełnione cywilami, nie byłoby ludobójstwa, aktów przemocy, nawet głodu w Afryce, bo ludzie dostawaliby pracę ze względu na swoje umiejętności i może państwami rządziliby bardziej rozsądni i sprawiedliwi ludzie. Czasami chciałabym każdego wziąc na lekcje z dziecmi, dac pobawic się kredkami, nożyczkami, farbkami i dac szansę na rozmowę z najszczerszymi i uroczymi jakie w życiu poznałam. Może większośc z nas przypomniałaby sobie jak cenna jest szczerośc i prostota zwyczajnych zajęc. Ludzi, którzy patrzą w swoje lustra i oceniają siebie po opiniach innych i gardzą sobą, zainfekowałabym wiarą w siebie. Ludzie, dla których życie to tylko linia poprzerywana na dłoniach, nie myślą by spojrzec dookoła bądź na niebo, widzą tylko, że nie ma Boga, nie ma nikogo, tylko krzyże na cmentarzach i przy drogach, wszczepiłabym im radośc życia, ze spraw drobnych by zamiast drewna krzyża widzieli piękno w starym drzewie przy drodze i jego gałęziach w słońcu. Łzy to nie wstyd i słabośc, ale czyste oczyszczenie, tę myśl też bym przekazała ludziom. Serum prawdy, mogłoby byc albo przekleństwem albo zbawieniem. Ale gdyby ludzie nie potrafili kłamac to może byliby skłonni do czynienia mniejszego zła by nie ranic ludzi, siebie i nie pakowac się w kłopoty, nauczylibyśmy się życ z konsekwencjami swoich czynów. Dbaj o bliźniego jak siebie samego. Troska i zauważanie siebie nawzajem w dzisiejszym świecie staje się rarytasem i luksusem.  Ale czy ideały też by nas nie znudziły? Czy człowiek nie jest tak skonstruowany by obok budowania panowało też niszczenie? Lubimy sobie tak nieświadomie bądź świadomie komplikowac życie, że nawet z tymi drobnymi zmianami jestem pewna, że znaleźlibyśmy inne punkty by dalej siebie obrażac, ranic.
Jeśli miałabym zbudowac Nam świat? Od czego bym zaczęła, jakie miejsca w Naszym świecie bym zamieściła?  Zacząc od miejsca naszego pierwszego dotyku, pocałunku, spojrzenia, zakochania? Od Twojego, mojego domu, miejsc wspólnych spacerów, każdej chwili? jaki świat stworzyc dla Nas by był tym, czego zawsze pragnęłaś? Czy chciałabym zmienic, coś cofnąc? Nie zmieniłabym niczego, bo to, co wczoraj kształtuje dziś. Nie byłoby jutra, bez tego, co było wczoraj. Zło się nie liczy tylko dobro jakie z niego wyszło, bo pozytywne emocje zawsze przewyższają te złe. Czy chciałabym tworzyc dla Nas świat we śnie, który nie istnieje? Oczywiście, że nie. Rzeczywistośc z Tobą jest o tysiąc nieb lepsza, za milion świetlnych lat będę za każde wczoraj, dziś i jutro z Tobą wdzięczna. Bez zbędnych udogodnień, zmian, tłumaczeń, popraw. Jeśli incepcja to tylko w filmie.

czwartek, 20 stycznia 2011

król czegokolwiek.


Są ludzie, którzy żyją z dnia na dzień, tak zajęci, że nie zastanawiają się nad sobą, ludźmi dookoła, nie analizują, nie przewijają w głowie taśm przeszłości i nie tworzą nowych na przyszłośc. Ci to mają szczęście. Większośc z nas jednak często zastanawia się nad tym: kim jesteśmy? Kim jestem? Jakie wady i zalety? Całe życie brniemy z pytaniem o sens życia na ustach. Tak się od paru dni zastanawiam: po co?
Jak to nie my decydujemy o tym, kim jesteśmy. To ludzie nas piszą. Widzą nas takimi, jakimi chcą, w najprostszych stwierdzeniach, najbardziej wygodnych definicjach. To oni myślą, że znają nas lepiej od nas samych. Każdego dnia spotykamy się z oceną. To obcego na ulicy, w tramwaju, w kolejce do lekarza, w pracy. Ocenia się nasz ubiór, sposób poruszania, mówienia, spojrzenia. Ale przecież dusza nie mówi ludzkim głosem, nie krzyczy, więc jakim prawem? Ale gdy nie ma się innej opcji to ocenia się nas po wyglądzie. Jako nauczycielka z oceną otoczenia spotykam się codziennie. Jak nie ze strony współpracowników, to ze strony uczniów. Ich spojrzenia nie są dyskretne, przeszywają na wskroś. Często przechodzę i potem oglądam się od góry do dołu czy jestem gdzieś brudna albo co, bo patrzą jakby nie wiem co chcieli zobaczyc. Może jednak właśnie to wnętrze? Chciałabym w to wierzyc. Dla nich jeden jest sportowcem, drugi pajacem, inna puszczalską, następna pustą, a jeszcze inna pieknisią czy kujonką. Przypinają sobie metki bez zastanowienia i troski o ludzkie uczucia. Zapominają, że mają dusze. Ale na nich przyjdzie jeszcze czas. Na mnie przyszedł, żeby przestac się tym przejmowac. Bo kto dał innym prawo mnie oceniac? Prześwietlac moje myśli i serce? Nikt tego nie potrafi. Ja tu nie tonę, nie ma nikogo do ratowania. Całe życie starałam się uszczęśliwiac i spełniac wymagania innych, czekałam na kogoś, kto powie, że czas dla mnie na moje decyzje. I takową podjęłam wbrew wszystkim i wszystkiemu.
Bo co jeśli moje życie może wyreżyserowac John Hughes? Co jeśli to nie szmira, dramat, może w końcu coś spokojnego. Pomieszanie komedii romantycznej z melodramatem kończący się monotonią na krześle, obok siebie, czytające swoją gazetę czy książkę, ale obok siebie? Co jeśli za moim oknem może ktoś stac z głośnikami i puszczac ulubioną muzykę w środku nocy jak John Cusack w Say Anything? Co jeśli moje życie mogłoby byc dobrą komedią z lat 80tych? "Klub Winowajców" to dopiero był film o nastolatkach, dawał do myślenia, nic w porównaniu do dzisiejszych. Co jeśli moje życie od teraz będzie tą romantyczną piosenką o prawdziwej miłości, a nie złamanym sercu i o tym jak rozpadam się na kawałki?
Co jeśli jestem szczęśliwa? czy to nie powinno się liczyc dla innych i tylko po tym powinni mnie oceniac? Bo kto uczynił z ludzi królów czegokolwiek, by wydawali surowe osądy?
Jestem władczynią własnego życia i wybieram Ciebie:)
Za jedną kroplę Ciebie oddam prawą dłoń, słuch, powonienie.

http://www.youtube.com/watch?v=CdqoNKCCt7A podróż w czasie:)

piątek, 14 stycznia 2011

trzykropek...

Spójrzmy na siebie. Biegamy w kółko. Ciągle w pośpiechu. Zawsze spoźnieni. Nazywa się to chyba wyścigiem szczurów, pogonią człowieka ku przyszłości i nowoczesności. Ale to czego najbardziej w świecie pragniemy to połączenie. Podczas wymijania, przebijania się przez pędzące tłumy wpadniemy na kogoś, kto wprawi nasze życie w zwolniony ruch. Jak na filmach. Wszyscy pragniemy dotyku. Chodzimy po ulicach, ocieramy się o siebie, wpadamy na siebie, nie czujemy. Prawda jest taka, że tak bardzo chcemy poczuc ten dotyk, że wpadamy na siebie z impetem, całą siłą, by poczuc cokolwiek. Oddziela nas od siebie metal, szkło, beton, telewizor, komputer. Tak jak w jednym z moich ulubionych filmów "Miasto Gniewu". Większośc z nas nie szuka taniej sensacji, nikt nie pragnie dramatu, chcielibyśmy komedii romantycznej albo chociaż melodramatu z happy endem. Dostajemy to, co nam się trafi. Chociaż niektórzy znajdują łącze. U niektórych zdarza się to od pierwszego wejrzenia bądź pocałunku, dla innych od pierwszego kliknięcia. Coś w środku krzyczy: to jest to! Ci to mają szczęście. Jak bohaterowie piosenek popowych. Dla większości z nas to nie jest tak romantyczne. To skomplikowane, zagmatwane. To kwestia właściwego czasu i utraconych szans. To możliwośc powiedzenia tego, co chcemy w odpowiednim czasie. Wielu z nas omija ten moment. To z nieuwagi, strachu czy braku wiary w siebie. Zamiast powiedziec to, co pragniemy najbardziej przemilczamy to albo wyrażamy trzykropkiem... Jakby w nim miała zawierac się cała prawda, którą boimy się wyrazic. Jeden emot bądź 3 kropki, to się nazywa nowocześnośc i postępowośc dzisiejszych dialogów. Interpunkcja stała się nośnikiem uczuc, a co z interrelacjami? Kiedyś miłośc to były piękne słowa zapisane w liście, dziś to sms albo status na facebooku. Czasami ludzie po prostu nie potrafią ze sobą rozmawiac, nie nauczyliśmy się tego. Tak jak ja z moją rodziną. Słowa czasami zawodzą, czasami nie przechodzą nam przez gardło, więc wolę kupic tacie i sobie piwo i posiedziec i pooglądac z nim snookera mówiąc o tym, że jednego dnia kupimy sobie taki stół. Mama ostatnimi czasy otwierała się przede mną coraz bardziej, opowiadała o swojej młodości, czego nigdy nie robiła. Nigdy nie wiedziałam jaką była nastolatką, jakie miała koleżanki, a dla mnie to fascynujące opowieści. Teraz znów się zamknęła. Milczymy w bólu, oglądając wiadomości, chociaż to dzieląc. I zamiast pójśc z nią pomilczec, a właściwie powiedziec jej co czuję, jak się martwię, jak tęsknię do złączenia, to siedzę tu i piszę o tym. Ciągle za czymś gonimy, może w końcu pewnego dnia to wszystko zwolni na moment, pozwoli się ułożyc, przeznaczenie dokona cudu i się z kimś połączymy. Może gdzieś w tym chaosie powstanie coś niespodziewanego, co popchnie nas do przodu, wstaniemy od tych komputerów i telewizorów. Gdy tak pomyślę, może wcale za niczym nie gonimy. Sztuką jest czuc, a nie udawac i chyba o to mi tutaj dziś chodzi. Kolejna karta książki mojego życia zapisana. Kończąc trzykropkiem...

środa, 12 stycznia 2011

splecione dusze.

Z racji, że zaczął się drugi etap konkursu i trwa do 20 stycznia to chciałabym poprosic osoby, które czują, że moje słowa, szczerośc czy otwartość zakuły ich kiedyś w serce by oddały na mnie głos:) Przy blogach o chorobach i tragediach ludzkich szanse mam marne, ale spróbowac chciałam:)
Ostatnio zadano mi tutaj pytanie co mnie tak naprawdę boli skoro mam pieniądze, dom, rodzinę i ludzi, piszących ciepłe słowa. Nigdy nie napiszę tutaj co boli mnie naprawdę, bo czyta to parę niepowołanych osób, które nie chcę by to wiedziały. Mimo uprzejmych próśb zaprzestania czytania wiem, że tego nie uczyniły, więc serdeczne pozdrowienia dla nich;)
Otóż ciepłe słowa, pieniądze, rodzina nie przytulą mnie w nocy. Nie złapią w połowie spadania, nie podadzą ręki, gdy upadnę. Nie jestem osobą, którą uszczęśliwiają materialne rzeczy, uszczęśliwiają mnie ludzie. Ostatnio w moim życiu ich mało, nawet tych tzw. „przyjaciół”. Moja rodzina na skraju załamania nerwowego, nic przyjemnego dookoła tak naprawdę.
Ale z racji, że uprawiam tu ekshibicjonizm emocjonalny to temat, który ostatnio nawiedza mnie przed snem to pocałunki. Wracają do mnie różne w snach, budzę się i potem myślę jakie były. Tyle ile osób na świecie, tyle różnych pocałunków. Namiętne, gwałtowne, dzikie, powolne, długie, krótkie, delikatne, brutalne. Zaczyna brakowac mi też seksu. Tak, nie wstydzę się tego powiedziec głośno. Gdybyśmy potrafili powiedziec sobie wprost czego nam brakuje bądź co po prostu lubimy, żyłoby nam się łatwiej i chodzilibyśmy mniej spięci. Zjednoczenia ciał, zespolenia dusz mi brak. Splecionych nóg, dłoni, języków. To nie tak, że chodzę i mnie nosi, bo nie mogę wytrzymac;) Po prostu brakuję mi połączenia. Nasza fizycznośc i zachowania w sytuacji intymnej często bywają mapą duszy. Po tym jak ktoś całuje, można wyczuc jego nastrój, to czy jest introwertyczny czy ekstrawertyczny, zły czy zadowolony, smutny. Język ciała powie nam co myśli głowa wcześniej niż jakiekolwiek słowo mówione. Wymyślanie wymówek by unikac bliskości to pierwsza oznaka rozpadu. Rozpadu uczucia, szczęścia, wierności czy lojalności. Zazwyczaj nie przynosi nic dobrego. Z racji, że język ciała nie jest ubrany w słowa, ignorujemy jego krzyk. Ignorujemy znaki, które pokazują, że zbliża się coś niedobrego. Boimy zapytac słowem co się dzieje, bo boimy się odpowiedzi, która zwali nas z nóg. Brakuję mi namiętności, nagości. W żadnym momencie nie jesteśmy przed sobą tak bezbronni, a zarazem odważni jak w łóżku, gdy pokazujemy każdy centymetr swojego ciała i duszy. Tego mi brakuję, poczuc czyjąś duszę pod sobą i nad sobą. Seks bez zobowiązań? Zastanawiam się czy jest dla mnie, miałam do takowego okazji parę niedawno. Świadomie bądź nieświadomie nie skorzystałam. Pójśc z kimś do łóżka i na drugi dzień udawac, że tej nocy nie było? To jedna z rzeczy na mojej liście: ciekawy co by było, gdyby… A więc, ciekawe czy potrafiłabym odłączyc duszę od ciała dla czystej przyjemności fizycznej. Jak myślicie?;) Przed chwilą usłyszałam bardzo proste, ale trafne i mądre zdanie: Orgazm kobiety zaczyna się w głowie. W mojej na pewno, nie odprężę się, nie oddam się, gdy oprócz pożądania, nie ma zaufania.

sobota, 8 stycznia 2011

miał na imię Lenovo...

Właśnie ugotowałam sobie pyszny obiad. Nie musiałam się zastanawiac czy ktoś lubi dużo bazylii czy groszku. Nie musiałam pytac nikogo i dostosywac swojego podniebienia do gustów kogoś innego. Mój obiad smakuje tak jak lubię. Mam idealnego partnera to zjedzenia tego obiadu. Siedzi na przeciwko mnie i błyszczy swą elegancją i wyrafinowaniem. Ma świetny gust muzyczny, co jedna piosenka, którą puści, to lepsza. Nie mówi podczas jedzenia, bo wie, że wspólny posiłek to równie intymna chwila jak pocałunek. Wymieniamy się spojrzeniami, uśmiechamy do siebie. Nieświadomie, ale wybrałam wyborne wino do tego dania. Ten partner jest mi ostatnio jak najlepszy przyjaciel. Jest ze mną bezustannie. Pociesza dobrym słowem w piosence, wybiera filmy, które sięgają głębi mej duszy i kończą się na łzie na koszuli, który przed chwilą spłynęła po policzku. Gdy potrzebuje, rozśmieszy.
Mój partner do dzisiejszego obiadu i każego dnia. Ma na imię Lenovo. Jest komputerem. Jakkolwiek żałośnie to brzmi.
Choc nie palę, to piosenka na dziś to Cigarettes:
http://www.youtube.com/watch?v=7kySyLh0Gtg
Siedzę sama w mieszkaniu mojej siostry. Ja mam zajęcia, a ona u teściów i mam je do swojej dyspozycji. Uciekłam od rodziny, rodziców, całego zamieszania jakie teraz tam panuje. Od historii porównywalnej z tą z filmów kryminalnych. Tak myślę, że jeśli faktycznie przyjdzie mi pożegnac się z marzeniami o samochodzie i podróżach i zamiast tego brat kredyt i kupowac mieszkanie, to jakoś sobie poradzę. Muszę. Ale nie mam sił się zmierzac z wszystkimi ciężkimi decyzjami jakie mnie czekają. Nie dziś, nie jutro, nie wczoraj. Bałam się, że rozpadnę się tutaj samotnie na kawałki i nie pozbieram i nie będę miała nikogo, kto by mnie posklejał, wsadził w pociąg i odesłał do domu. Tymczasem obudziłam się dzisiaj z chęcia walki z przeciwnościami.
Chciałabym jakiejś niespodziewanej, wielkiej, dobrej odmiany w moim życiu. Zgłosiłam się do konkursu na Blog Roku 2010 i potem pomyślałam, po co? Wielu z Was mi mówi, że będę im winna jednego laptopa, gdy wygram oby dwa, za to, że tak w siebie nie wierzę. No ale tak jest, nie wierzę:) Nie zastanawiam się, gdy pytacie czy się nie boję, gdy zostanę faktycznie zauważona i stanę się osobą publiczną i całe moje życie może runąc. Ja nie boję się tego, bo nie wierzę. A jak runie to mnie nie zaskoczy, bo nic w moim życiu ostatnio się nie buduje. Chciałam podziękowac wszystkim, którzy piszą ciepłe słowa i docierają do mojego serca, po tym, gdy ja dotarłam do niektórych z Was. To jest akurat piękna siła internetu:) W szczególności dziękuję Kawie_z_chili, że wyraziła chęc oddania na mnie głosu i jej ciepła słowa na jej blogu:) Wiem, że wielu z Was martwi się o mnie i jak się czuję. Ci, którzy wiedzą o co chodzi. Otóż nie, nie jest ze mną dobrze. Ale dziś? Stoję silnie na nogach. Tak jest po 15, a ja piję kieliszek wina. Ostatnimi dniami znów mam niezdrową chęc ciągłego sięgania po alkohol i czynic z butelki piwa, kieliszków wina czy whiskey z lodem zbyt dobrych przyjaciół by nie miec koszmarów i upijac myśli złe. Na dodatek łaczę to z niezdrową ilościa jedzenia. Ale cieszę się samotnością i chwilami dla siebie. Od ostatnich dni nadrabiam wszystkie filmy jakie chcę obejrzec. Nie muszę się zastanawiac czy komuś się spodobają, nie muszą szukac takich, żeby spodobały się komuś innemu. Oglądam co chcę i śmieję i się płaczę bez wstydu. Dziś na chwil parę wstąpiła we mnie energia. Niekoniecznie pozytywna, ale energia, żeby pracowac. W pracy dostaję 5 godzin więcej co daje prawie 2 etaty. Wszystko ze mną w porządku, boli tylko kiedy oddycham.
Boli tylko, kiedy żyję...

wtorek, 4 stycznia 2011

za młoda na starośc.


Jesus don't love me, no one ever carry my load
I'm too young to feel this old

Rozpoczynając słowami tej rozdzierającej duszę piosenki. Bo ja ostatnio chodzę i nie istnieję. Unoszę się ponad ziemią i mało co mnie cieszy. Niebyt. Mam po prostu dośc czucia. Sylwester minął pod znakiem alkoholu, który jakoś nie do końca chciał mną zawładnąc przez co nie zagłuszał myśli. Ciągłe przejmowanie się czy ktoś nie wymiotuję na podłogę lub czegoś nie zdemolował nie pomagało. Po północy schowałam się w pokoju i poszedł strumień łez. 
Pani znów nie została wybrana, pani znów przegrała. Niech sobie już pani odpuści upokorzeń i przestanie walczyc o pierwsze miejsce.
I tak właśnie przestaję. Nie mam sił ani chęci zajmowac jakiegokolwiek miejsca w czyimś życiu, bo nic tylko ja muszę się starac.
Nie chcę mi się czekac na cokolwiek. Na pełnię życia czy szczęście.
Szczęście to tak naprawdę słowo, które wywołuje u ludzi największy smutek.
Dziś usłyszałam w pracy o 25letniej dziewczynie, która zmarła na raka.
Pomyślałam, że wcale bym się nie obraziła nie byc, już nie istniec.
Stałabym się w życiach innych tragiczną postacią, o której się potem mówi w biurach, pokojach nauczycielskich: biedna dziewczyna, nie zdąrzyła nawet życ.
Nikt by nie wiedział jak miałam na imię, ani jakiego rodzaju raka miałam, po prostu byłam kimś z opowiastki będącej przestrogą, która przypomina o ulotności życia.
Gdyby miało nie byc mnie dziś, jutro czy pojutrze nie byłabym zła.
Bo ja żyłam, kochałam do utraty tchu, płakałam i cierpiałam do ostatniej łzy
nienawidziłam, poznałam wszystkie smaki życia. Gdyby dano wam jeden dzień życia wiecie do kogo byście chcieli zadzwonic albo z kim go spędzic?Ja wiem, więc czasami myślę, że mogłabym umrzec chocby dzisiaj. Może brzmię dziś bardzo posępnie, ale w końcu według testu Enneagrama: "Żyje we własnym świecie bólu i straty. Może mieć bardzo chorą duszę, wyobrażać sobie i interesować się własną śmiercią." I z tym się całkowicie zgadzam;).
Nie byc, albo zestarzec się w spokoju i samotności. Nie w szczęściu, po prostu bez powodów do płaczu i nerwów.
Dzieci dziś pracowały,a ja nagle spojrzałam na swoje dłonie. Były okropnie suche od kredy. Wyglądały niesamowicie staro. I to jedyne co poczułam, że czuję się tak staro jak te dłonie. I'm too young too feel this old. Nikt nie niesie mojego ciężaru.
Dziś czuję się pogodzona ze swoim losem, a może zrezygnowana. Świadoma, że pewnegodnia mnie tu nie będzie, jak jeden z bohaterów jednego z moich ulubionych filmów, Lester Burnham:
"Nazywam się Lester Burnham. Tutaj mieszkam. To jest moja ulica. To jest moje życie. Mam 42 lata. Za niecały rok umrę. Oczywiście jeszcze o tym nie wiem. W pewnym sensie już jestem martwy."
"Mógłbym się mocno wkurzyć na to, co mi się przytrafiło,
ale trudno się wściekać, kiedy jest tyle piękna na świecie.
Czasem czuję się, jakbym widział je całe na raz,
a tego jest za wiele.
Moje serce rośnie niczym balon, który ma za chwilę pęknąć
a później przypominam sobie, żeby się odprężyć
i nie trzymać się tego kurczowo.
A wtedy przelatuje przeze mnie jak deszcz
i czuję już tylko wdzięczność
za każdą chwilę mojego małego, głupiego życia.
Na pewno nie macie pojęcia, o czym mówię.
Ale nie martwcie się
pewnego dnia zrozumiecie."

Kończąc za to tą piosenką:
You are my sweetest downfall, I loved you first.
Regina podobno skomponowała tę piosenkę, gdy rak jej chłopaka zaczął się rozrastac. Przez to porównała siebie i jego do Samsona i Dalili. Samson stracił swoją moc po tym jak Dalila obcięła mu włosy. Jedna z piękniejszych ballad miłosnych jak dla mnie.